Planowana kolej z Katowic do Pyrzowic budzi coraz więcej emocji. Do wszelakich urzędów, które mogą mieć coś wspólnego z budową trasy - choć na razie jeszcze nie mają wpływają setki protestów od mieszkańców miejscowości, przez które ma ona przebiegać. PKP uspokaja: protesty są przedwczesne, bo do ostatecznych decyzji jeszcze daleka droga.
Katowice, Chorzów, Bytom, Piekary, lotnisko Pyrzowice - chociaż to dopiero wstępna wizja trasy kolei łączącej miasta aglomeracji z lotniskiem, to plany jej budowy
budzą coraz większe kontrowersje. Największe w gminie Bobrowniki. - Jesteśmy oburzeni faktem, że dzięki autostradzie i kolei będą rozwijały się okoliczne miasta, typu Piekary, gmina Ożarowice, natomiast my pozostajemy tylko tranzytem - wyjaśnia Mariola Frej, mieszkanka Dobieszowic. I właśnie dlatego zarówno władze gminy, jak i sami mieszkańcy zasypują urzędników protestami. W Urzędzie Marszałkowskim jest ich około 110 i cały czas spływają. Równie pokaźna korespondencja dotarła już także do Urzędu Wojewódzkiego. Protestujące osoby obawiają się, że linia kolejowa przetnie tereny gminy, a tym samym powstanie w niej martwy pas ziemi. - Zarówno autostrada nie daje nam nic za wyjątkiem spadku dochodów z podatku i to samo by było w przypadku kolei - tłumaczy Mirosław Rabsztyn, wójt gminy Bobrowniki.
Kolej, która wywołuje w gminie tak wielkie emocje, że mieszkańcy założyli nawet stowarzyszenie, które ma ich przed nią obronić. - Zamierzamy bardzo efektywnie działać w tym kierunku, żeby odsunąć kolej od naszych domostw i naszej pięknej okolicy - deklaruje Joanna Waler, Stowarzyszenie "Siemonia: przeszłość, teraźniejszość, przyszłość". Tyle, że nie ma czego odsuwać - mówią przedstawiciele PKP. Na razie jest tylko wstępna wizja, której wybrana w przetargu firma
w przyszłym roku ma nadać bardziej realne kształty. - Ostateczna trasa nie została rozstrzygnięta. Natomiast zadaniem konsultantów jest poprowadzić tę trasę tak, żeby ona była najbardziej ekonomiczna, czyli rozwiązanie techniczne i jak najmniej uciążliwe dla społeczeństwa - podkreśla Karol Trzoński, PKP Polskie Linie Kolejowe.
Społeczeństwo, które jednak o kolei przy swoich domach kategorycznie nie chce słyszeć. Decyzja jeszcze nie zapadła i jeśli protesty będą się nasilać, może nie zapaść jeszcze długo, bo budowa trasy to potężne koszty, których PKP nie udźwignie bez pomocy Unii Europejskiej. - Jednym z takich kluczowych punktów, żeby otrzymać te pieniądze jest zgoda społeczna co do danej inwestycji, więc im więcej rozbieżności, to są tym mniejsze szanse na uzyskanie pieniędzy - informuje Witold Trólka, Śląski Urząd Marszałkowski. Tyle, że na zgodę się nie zanosi. Co najwyżej, na zaostrzenie sporu, bo zarówno władze Bobrownik, jak i mieszkańcy gminy uważają, że przy planowaniu inwestycji nikt się z nimi nie liczy. - Jeżeli weźmiemy pod uwagę, że w raportach oddziaływania na środowisko bierzemy opinie dotyczące lasu, żab, gadów, płazów, to zakwalifikujmy człowieka, który jest moim zdaniem solą tej ziemi do jakiegoś gatunku i chrońmy ten gatunek - stwierdza Mirosław Rabsztyn, wójt gminy Bobrowniki.
Przy takim podejściu, trudno być optymistą i zakładać, że w 2015 roku na lotnisko będzie można dojechać nie tyko samochodem. Przynajmniej przez Bobrowniki.
źródło: red. Grzegorz Żądło, TVS